Przekaż
Datek
KRS 0000097123

Nasza Anulka Dzielniaczka

Ikonka dla Nasza Anulka Dzielniaczka

Kochamy Anulkę ponad wszystko, kochamy po prostu za to, że jest.

Nasza córeczka Ania urodziła się 6.03.2009 r. jako skrajny wcześniak w 23. tygodniu ciąży. Wszystko potoczyło się szybko, odejście wód płodowych, bóle, potem traumatyczny poród. Po odejściu wód płodowych, pojechaliśmy natychmiast do szpitala, w którym dowiedzieliśmy się, że ciąża jest zagrożona, i że dziecko urodzi się martwe. Dzień wcześniej byliśmy na badaniu 3D i które nie wskazywało nieprawidłowości. Mąż zadzwonił do naszych mam, które natychmiast się zjawiły. Cała trójka była przy mnie, przeżywaliśmy to razem. Dostałam leki na przyspieszenie porodu, ponieważ wody płodowe były zielone. Pielęgniarka zapytała, czy chcę odebrać zwłoki do pochówku. Nie zrozumiałam tego pytania, ale mama mojego męża odpowiedziała, że tak. Byliśmy w szoku, nie wiedzieliśmy, co grozi naszej kruszynce. Gdy Ania pojawiła się na świecie, została potraktowana jak odpad, wrzucona do metalowej miski i zawinięta w zielony materiał. Potem dziecko wyniesiono z porodówki. Mąż czekał za drzwiami, widział jej czarne włoski. Nikt nam nie powiedział, że córka żyje. Byłam pod wpływem leków, więc nie wiedziałam co się dzieje. Po dwóch godzinach przyszła do mnie p. doktor, która poinformowała, że Anulka żyje, jednak jest bardzo słaba i może umrzeć w każdej chwili. Dziecko i tak nie przeżyje, ale nie mają sumienia jej uśmiercić. Zapytała, czy zgadzam się na przewiezienie do innego szpitala, od razu się zgodziłam. Karetka przyjechała z Warszawy i przewiozła Anulkę do szpitala przy ul. Karowej. Tam lekarze zajęli się naszym małym cudem. Anię dotknęły problemy związane z wcześniactwem i niedotlenieniem mózgu. Specjaliści mówili, że nie przeżyje doby, dwóch dni, potem tygodnia, miesiąca, ale nasze słońce było dzielne. Po miesiącu mogliśmy wziąć na ręce naszą kruszynkę. To było niezapomniane przeżycie. Nasze serca zabiły mocniej, tacy byliśmy szczęśliwi.

Po 5 miesiącach od porodu, wyszliśmy ze szpitala i trafiliśmy pod opiekę Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. Początki były trudne, nowa sytuacja, na którą nie byliśmy przygotowani. Anulka często płakała, mało spała, ale dzięki wzajemnemu wsparciu, radziliśmy sobie. Lekarze zapewniali nas, że Ania nie będzie sama jadła, ale ona mimo wszystko nauczyła się jedzenie smoczkiem, a następnie łyżeczką. Każdego dnia nasza królewna zadziwiała nas coraz bardziej, swoją siłą i chęcią do życia. Jej stan zdrowia był na tyle dobry, że postanowiliśmy ją rehabilitować i pożegnać się z Hospicjum.

Nie odczuwaliśmy niepełnosprawności Ani do czasu, kiedy zaczęła chorować na zapalenia płuc. Za każdym razem jej stan znacznie się pogarszał. Pierwsze zapalenie płuc przeszła, gdy miała niespełna 2 lata. Gdy zobaczyliśmy ponownie naszą małą córeczkę pod respiratorem, w śpiączce farmakologicznej, przeżyliśmy szok. W listopadzie 2011 r. córka kolejny raz zachorowała. Jej stan był zły, więc lekarze podjęli decyzję o założeniu tracheostomii i gastrostomii. Operacje Ani były dla niej obciążające, ponieważ dziecko ma padaczkę i porażenie mózgowe. Córce groził jeszcze jeden zabieg operacyjny z powodu podejrzenia, że nie działa zastawka komorowo-otrzewnowa. Nie chcieliśmy zgodzić się na ten zabieg, jednak lekarze byli zdania, że jest on bezwzględnie konieczny. Odbyła się konsultacja anestezjologa, po której napisano: ,,Mama dziecka jest zdecydowana na opiekę paliatywną i nie wyraża zgody na dalsze rozszerzenie leczenia, w tym zabieg operacyjny – w tej kwestii nie ma rozbieżności w opinii rodziców. Uważam, że należy uszanować wolę matki dziecka, odstąpić od dalszych zabiegów, nie rozszerzać postępowania o działania nadzwyczajne w przypadku pogorszenia stanu".

Po 3 miesiącach w szpitalu wróciliśmy do domu, czekaliśmy na ten dzień z utęsknieniem.

Kolejny raz pomogło nam WHD. Bez ich wsparcia byłoby nam bardzo ciężko i zapewne jeszcze długo dziecko musiałoby zostać w szpitalu. Byliśmy przerażeni rurkami w szyjce i brzuszku, ale miłość do Ani przezwyciężyła wszystko, nawet ogromny strach. Nie chcemy, aby nasza córeczka wracała do szpitala. Jeżeli ma odejść, niech odejdzie w domowym cieple i miłości, bez bólu i cierpienia. Kochamy Antośkę ponad wszystko, kochamy po prostu za to, że jest. Każdy dzień spędzony z naszym aniołkiem, jest darem od Boga, wielką radością, a uśmiech naszej kruszynki jest ukojeniem dla naszych dusz. Dziękujemy Ci córeczko, że możemy poczuć, co to znaczy prawdziwa, bezwarunkowa miłość. Kochamy Cię z całych sił, mamy nadzieję, że czujesz się kochana, bo taka pozostaniesz na zawsze.

Chcielibyśmy podziękować całej naszej rodzinie za wsparcie, za to, że jesteście, że zawsze możemy na Was liczyć. Wasza pomoc jest nieoceniona. Dziękujemy przyjaciołom, znajomym i nieznajomym, za wsparcie i dobre słowo.

Serdecznie dziękujemy za pomoc i opiekę nad Anią wszystkim pracownikom Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci. Jesteście wspaniali. Nie ma słów, które wyrażą naszą wdzięczność. Dziękujemy Wam za troskę i wsparcie, za to, że możemy na Was liczyć każdego dnia, o każdej porze. Dziękujemy nie tylko za pomoc medyczną, duchową, ale także socjalną, za zakup mebli kuchennych, zrobienie kominka, zakup opału.

Rodzice Ani
Martyna i Piotr Jarkiewiczowie

Ania cierpi na mózgowe porażenie dziecięce.
Warszawskiego Hospicjum dla Dzieci
opiekuje się dziewczynką już po raz drugi
– pierwszy raz dziewczynka była pod opieką WHD w sierpniu 2009 r.,
drugi raz – od stycznia 2012 do chwili obecnej.

Informator "Hospicjum", nr 59, marzec 2012

  • Nasza Anulka Dzielniaczka - zdjęcie nr 1
  • Nasza Anulka Dzielniaczka - zdjęcie nr 2
  • Nasza Anulka Dzielniaczka - zdjęcie nr 3
  • Nasza Anulka Dzielniaczka - zdjęcie nr 4
Przekaż Datek